wtorek, 21 stycznia 2014

Dodatek


Zjadam w pośpiechu śniadanie, wkładając przez głowę szarą, spraną bluzę i biegnę na hale. 
Kim jestem dzisiaj ? 
Człowiekiem, który na zewnątrz jest spełniony, pełny, pełny jak żołądek po niedzielnym obiedzie. Mężczyzną, który codziennie rano wstaje by biec na trening, ale już od paru lat nie jako gracz, ale trener. Trener reprezentacji Polski. 

Nie potrafię mimo upływu lat nie kochać jej. Fakt nie jest już tak, że codziennie o niej myślę, że w głowie kołacze mi jej śmiech czy głos. Ale czasem idąc ulicą wspominam tak najzupełniej w świecie to jak rozbawiała mnie swoimi żartami, jak stroiła fochy, jak piszczała z radości uwieszając mi się na szyi po wygranym meczu. I wtedy uśmiecham się do siebie, kołysząc się delikatnie na boki z ogromnym rozmarzeniem. By kiedyś to powróciło. 

A teraz ? Teraz mój krzyk rozrywa spalską hale, bo kiedy do reprezentacji wkraczają nowi, niedoświadczeni gracze trzeba ich uczyć wszystkiego od początku. Gry pod presją, świadomości że patrzą na Ciebie miliony. I nie jesteś po prostu mężczyzną, jesteś reprezentantem Polski.
I czasem za tym tęsknie, że nie jestem po ich stronie boiska, że to nie moje dłonie muskają niebiesko-żółtą Miksasę tuż przed wprowadzeniem jej do gry, ale wiem że będąc tam, gdzie znajdują się teraz oni zrobiłem już wszystko. 

Odgłosy tysięcy ludzi milknął, a zaraz po cichym odgrywaniu melodii całą przestrzeń wypełniają słowa, który sprawiają że czuje się dumny. Nie stoję obok nich wkładając w śpiewanie hymnu całego serca, ale jestem tuż niedaleko i robię to z tak wielkim zaangażowaniem jak zawsze. 
I właśnie wtedy zauważał ją. Pierwszy raz od dawna, pierwszy raz z tak bliska, pierwszy raz od niepamiętnych dla mnie czasów nie wiem jak się zachować. Ale stoję wpatrzony w jej jasne, rozwiane włosy, rumiane policzki obcałowywane przez synka, wesołe oczy i usta, z których wypływają słowa Mazurka Dąbrowskiego i wiem że patrzy na mnie, wpatrzona w moje wciąż umięśnione ciało, w kilkudniowy zarost i zielone ogniki, które uruchomiają się na jej widok. 

A kiedy mecz się kończy zwycięstwem, a na trybunach zaczyna robić się pusto odnajduję ją wzrokiem i nie bacząc na mijanych ludzi proszących o autograf biegnę w jej stronę, by nie stracić znów jej na tyle lat, by nie odeszła, bym w końcu był szczęśliwy. 

- Kocham Cię. 
Delikatny uśmiech wpełza na moją twarz i chyba mam wszystko co jest mi w życiu potrzebne. Mam Ciebie, nareszcie. Bo Kochać to także umieć się rozstań. Umieć pozwolić komuś odejść. Ale kochać to także umieć zawrzeć rozejm i być ze sobą do końca świata. 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ze względu na koniec mojej blogowej przygody postanowiłam na każdym z moich opowiadań zostawić Wam małą niespodziankę. 
W podziękowaniu, że byłyście ze mną na tym blogu. :)

Nie wiem czy nie było to najtrudniejsze do napisania opowiadanie. 
Wiecie ? Czasem jest tak, że tracisz kogoś tak nagle, prawie niespodziewanie i mimo iż cholernie się starasz nie odzyskujesz przeszłości. Są ludzi, których nie przestajesz kochać pomimo licznych krzywd, które Ci wyrządzili, pomimo przykrych słów, niedomówień, łez. 
To opowiadanie było przepełnione całkowicie mną. Przepełnione bólem, po stracie kogoś kto obiecywał, że będzie przy mnie na zawsze. Ale nie był i dzisiaj po licznych kłótniach wciąż mimo że jesteś tak daleko mnie, tęsknie i nie zapomnę tak jak nie zapomniał Zbyszek. Czy w moim przypadku także wszystko zakończy się happy endem ? Nie wiem bo jeszcze piszę swoją historię na blogu zwanym życiem. Co będzie jutro ? Za rogiem ? Nie mam pojęcia, ale w końcu się dowiem. :)

Cześć. 
Na zawsze ? Chyba jestem na to zbyt szalona. Kiedyś powrócę. A wtedy dam Wam znać. 

Idalia Makowska

1 komentarz:

  1. Fajnie, że wreszcie znaleźli wspólną drogą. Może dla Zbyszka to najlepsze rozwiązanie, bo niklogo innego niestety nie pokochał i z nikim się nie związał. Oby tym razem spełniło się jego marzenie i byli zawsze już razem!

    OdpowiedzUsuń